Mariusz Sawa, Sahryń ’44 – w pułapce narracji heroicznej

Przedruk artykułu z czasopisma Kultura Enter, 2019/01 nr 87,
link do strony: http://kulturaenter.pl/article/dwuglos-sahryn-44-w-pulapce-narracji-heroicznej/?fbclid=IwAR1wI5MAY9UurJ20PzOB_oHWAV8TXqK6Calujy-cnzMTYDDNng4EXOiFvME

 

Liczba ofiar, rozkaz o nie zabijaniu cywilów? Ludobójstwo, czystka etniczna lub odwet? Ustalenie nazwisk ofiar, albo personaliów sprawców? Co powinno być dla nas ważne w dyskusji o tzw. akcji na Sahryń z 10 marca 1944 roku? Czy jest ona na dobrej drodze? Mam bowiem wrażenie, że zmagamy się z narosłymi przez lata mitami, które podczas publicznej dyskusji są wzmacniane i rozwijane przez każdą z wojujących stron. Tymczasem powinniśmy sięgnąć do źródeł. Ale nie po to, by konstruować nowe fakty, bądź kolejne mity, lecz po prostu – by ustalić prawdę.

Mity

Wokół wydarzeń, jakie miały miejsce w Sahryniu wiosną 1944 roku, powstało wiele mitów, które w znaczący sposób kształtują polsko-ukraińską debatę historyczną. Według części z nich Sahryń był twierdzą, bazą wypadową UPA na okoliczne polskie wsie. Ukraińskie „rezuny” zaczęły tutaj drugi Wołyń. W akcji prewencyjno-odwetowej, która była częścią trwających walk między AK-BCh a UPA polskie podziemie dokonało ataku, uprzednio wydając rozkaz o oszczędzaniu ludności cywilnej. Niestety od zabłąkanych kul padły przypadkowe ofiary. Inna część mitów o Sahryniu przedstawia grubo ponad tysiąc ofiar w samej wsi, gwałty, rozpruwanie brzuchów ciężarnych kobiet. Polscy sąsiedzi, którzy do końca nie zdradzili bliskim sobie Ukraińcom, o zbliżającym się uderzeniu. Ludobójstwo, czyli genocyd dokonany przez polskich nacjonalistów na ukraińskim narodzie Chełmszczyzny. Kontynuacja i finał wielowiekowej polityki eksterminacyjnej Rzeczypospolitej i Kościoła katolickiego wobec niewinnej ludności ukraińskiej.

 

Historia współczesna

Wyżej opisane stereotypowe wersje zdarzeń popierane przez część kombatantów i kresowian, zasłyszanymi opowieściami, odpowiednio wybranymi wspomnieniami świadków bądź potomków pomordowanych, daje nam trudny w odbiorze, spolaryzowany obraz, wymuszający opowiedzenie się po jednej albo drugiej stronie. I tak rzeczywiście się dzieje. Na światłocienie, które zawsze w historii są obecne i nowe ustalenia brak miejsca. Lukę tę starają się wypełnić w Polsce badacze najnowszej historii, czyli Grzegorz Motyka, Igor Hałagida, czy Mariusz Zajączkowski albo potomkowie uczestników wydarzeń, np. Tomasz Kwaśniewski. Ale Sahryń nie jest już tylko zamierzchłą przeszłością, którą wystarczy zrekonstruować, opisać i wyjaśnić w oparciu o tradycyjną metodologię. Za Benedetto Crocem można powiedzieć, że historia Sahrynia ’44 stała się historią współczesną.

Nie tylko Sahryń ’44

Wspomniany wyżej powrót do źródeł to przede wszystkim analiza dostępnych na temat Sahrynia dokumentów (polskich i ukraińskich relacji, niemieckich meldunków, zeznań z przeprowadzonego śledztwa ), szczególnie tych, które pozwalają rzucić światło na dotychczas pomijane aspekty w narracji o wydarzeniach z 1944 roku. Ernst Cassier w „Eseju o człowieku” stwierdził, że w pracy historyka nigdy nie jest bez znaczenia „bogactwo, różnorodność, głębia i intensywność jego osobistego doświadczenia”. Niedaleko Sahrynia się urodziłem i wychowałem. Byłem w tej wsi niezliczoną ilość razy. Rozmawiałem z jej mieszkańcami. Pierwsza myśl, jaka nasunęła mi się w czasie próby opisu wydarzeń z wiosny 1944 roku, że Sahryń to trwanie i porządek, ale również rozbijanie i scalanie w różnej formie tego porządku. To historia ingerencji władzy i walki o nią.

Przed wojną

Dzieje religijne tej części Chełmszczyzny są ważnym etapem kształtowania relacji mieszkańców wielu wsi, w tym Sahrynia. Doskonale opisał ten problem ks. Krzysztof Grzesiak. Dla pokolenia, które dotknęła druga wojna światowa, dla wyborów i postaw w czasie próby i rozbijania naturalnych więzi międzyludzkich, kluczowe były lata tuż po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Sahryń zamieszkiwali Polacy, Ukraińcy i garstka Żydów. Obok siebie mieszkali ludzie wyznania katolickiego, prawosławnego, baptyści i starozakonni. Polacy i Ukraińcy posiadali wspólnych unickich przodków, którym w 1875 roku carat zlikwidował unicką diecezję chełmską i „nawrócił” na prawosławie, przy którym po tzw. ukazie tolerancyjnym z 1905 roku, część ludności pozostała identyfikując się z czasem z ukraińskością, a ci którzy przeszli na katolicyzm – z polskością. Pień kulturowy był jeden, etnicznie ukraiński, ruski, wschodnioobrządkowy. Nowa władza II RP miała tego świadomość, ale za „swoich” uznała tylko rzymskich katolików, a spuściznę unicką – w tym stojącą do dzisiaj murowaną świątynię – za rzymskokatolicką. Dawną cerkiew władza przekazała łacinnikom i w 1922 za jej zgodą utworzyła dla nich parafię (erygowaną rok później). Na prośby prawosławnych o przekazanie świątyni pozostała głucha. Parafię, ale nieetatową, czyli bez stale rezydującego duchownego, utworzono dopiero w 1929 roku. Pomiędzy dwa wyznania podzielono dawny cmentarz unicki. W 1938 roku zburzono prawosławny dom modlitwy w ramach akcji niszczenia prawosławnych świątyń. Pomiędzy łacinnikami i prawosławnymi wrzało przez całe dwudziestolecie międzywojenne. Kłócono się w Sahryniu o unickie przybory liturgiczne czy o dostęp do cmentarza. Niechlubnym dopełnieniem drażliwych relacji była akcja przymusowego „nawracania” na katolicyzm w niedalekich Turkowicach tuż przed wybuchem wojny, w którą zaangażowany był sahryński proboszcz katolicki. Ludzie mimo wszystko starali się żyć w zgodzie i mówić po swojemu. W Sahryniu, zdominowanym przez prawosławnych, dzieci tego wyznania w ogóle nie znały języka polskiego. Mimo obecności polskich sąsiadów, używano na co dzień języka ukraińskiego.

Wojna

Wybucha wojna i omawiane tereny znajdą się pod sowiecką okupacją, którą później potocznie nazywano czasami „za pierwszego Sowieta”. Komitet rewolucyjny złożony z Ukraińców przegonił łacińskiego proboszcza do Malic i przejął dawną cerkiew. Niemcy brutalnie usunęli ze wsi Żydów. Pozostały dwie narodowości i trzy wyznania. Potem nastąpiły wysiedlenia: Polaków w przeważającej części wypędzono, a na ich miejsce przywieziono Ukraińców z biłgorajskiego i zamojskiego. Okupant wiedział doskonale, że to Polaków rozsierdzi. We wsi utworzono też posterunek ukraińskiej policji w służbie niemieckiej. W 1943 r. polskie podziemie rozpoczęło likwidację aktywnych społecznie Ukraińców, ale także uderzało w cywilów, np. w Pasiece (część niedalekich Wronowic) 30 marca 1943 r. zginęło 8-10 osób w tym 5 kobiet, w Mołożowie 6 maja 1943 r. – padło 12 zabitych. W sierpniu i wrześniu tego roku docierały wiadomości z Wołynia, co doprowadziło do większej eskalacji konfliktu.

Zbrodnia

Bogdan Huk napisał: „Według mnie, masowa zbrodnia 10 marca 1944 r. na Chełmszczyźnie była częścią walki politycznej o władzę w przyszłej Polsce”. Dodajmy: zbrodnia, która pochłonęła setki niewinnych ofiar i która nie przyniosła oczekiwanego rezultatu. Polska partyzantka uderzyła na kilkanaście najsłabszych wsi, w których łącznie stacjonowało kilkadziesiąt osób pod bronią: członkowie Ukraińskiej Ludowej Samoobrony i Chełmskiego Legionu Samoobrony oraz dezerterzy z 5. pułku policji SS. Tych silniejszych ośrodków, symbolicznych dla ukraińskiego życia społecznego w okresie wojny, jak np. Bohorodycy (dzisiejszej Brodzicy), albo nie atakowano, albo tak jak Werbkowic, czy Uhrynowa nie zdołano wówczas zdobyć. Najpierw spacyfikowano Miętkie, a potem późnym wieczorem 9 marca Turkowice. Marian Pilarski „Grom”, dzisiaj zaliczany do żołnierzy wyklętych, zaatakował Turkowice mimo iż były oazą spokoju, miejscem polsko-ukraińskiej zgody, wsią neutralną, której nie atakowali nigdy ani Ukraińcy, ani Polacy, a obie narodowości znajdowały pomoc u tamtejszych sióstr katolickich. Wspominał o tym nawet jeden z polskich dowódców, Marian Gołębiewski. Wydaje się więc, że za wszelką cenę, nie bacząc na dotychczasowe zwyczaje, zgodnie z wytycznymi Stefana Kwaśniewskiego zastosowano „pełną brutalność”, by zastraszyć, sparaliżować. Turkowice dopalono w drugim napadzie z 10 marca, podczas powrotu z akcji.

Ogółem 10 marca zniszczono kilkanaście-kilkadziesiąt wsi, zgodnie z ustaleniami Igora Hałagidy zginęło nie mniej niż 1264 osoby. Wtedy takiej dokładnej wiedzy o liczbie ofiar nie posiadali ani atakujący, ani strona ukraińska, ani też Niemcy. Nawet ówczesne dane Ukraińskiego Komitetu Pomocowego w Hrubieszowie podawały znacznie mniejsze liczby. Mit o „tysiącu zabitych” w Sahryniu powstał już po wojnie w kręgu ocalałych, ale prawdopodobnie po raz pierwszy tezę o wymordowaniu 1000 osób, z którą tak dzisiaj walczą spadkobiercy atakujących, „wysunął” podczas ubeckiego przesłuchania w 1946 roku sam… Zenon Jachymek ps. „Wiktor”, czyli głównodowodzący akcją. Prawdopodobnie po to, by podkreślić swoje zasługi w walce z „ukraińskim faszyzmem”.

Jachymek doskonale swoich żołnierzy do akcji przygotował. Niektórzy nie mieli styczności z „ukraińskim barbarzyństwem”. Specjalnie więc przed samą akcją zafundował im spektakl w jednej z chat pod Sahryniem, polegający na ukazaniu kilku ciał zamordowanych osób, co do których – jak niektórzy zeznawali w śledztwie IPN – nie wszyscy mieli nawet pewność, czy byli Polakami. Musiano jednak w jakiś sposób znieczulić młodych partyzantów na widok mającego nadejść cierpienia niewinnych. Do walki w Sahryniu celowo włączono też byłych policjantów z Wołynia, którzy z rąk banderowców stracili bliskich. Tłumaczenie Kwaśniewskiego, że „trzeba ich było reflektować”, nie uwiarygodnia tezy o zakazie mordowania cywilów. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że zaangażowano ich w akcję właśnie ze względu na – pożądane w tym przypadku – akty zemsty na Ukraińcach. Akowscy dowódcy na pewno przewidzieli, że dojdzie do takich czynów. Co ciekawe w nieodległym czasie do szeregów pierwszej sotni UPA o kryptonimie „Wowky” („Wilki”) sformowanej kilka wsi dalej na Chełmszczyźnie, jej dowódca Marian Łukasewycz „Jahoda” przyjął konusyków, czyli osieroconych niepełnoletnich chłopców, by dokonywali odwetu na Polakach za śmierć swoich rodziców

W gehennie Sahrynia i okolicznych wiosek znaleźli się również tacy, którzy zaniechali mordowania, wyprowadzając swoje niedoszłe ofiary do lasu ze słowami „A puścim ich, i tamtym powiem, że zabite”. Czynino także gesty pomocy: 11 marca w Modryniu solidaryzując się w cierpieniu, polskie kobiety, ukryły przed polską partyzantką swoje ukraińskie koleżanki w kryjówce pod podłogą.

O tym do tej pory mówiło się niewiele. Są również ofiary przemilczane, pominięte w podawanych liczbach zabitych, jak syna Włodzimierza Marczuka z Szychowic: „Moja żona Eugenia zawinęła Stasia i uciekliśmy do dworu, bo tam byli Niemcy. Oni nas obronili i zaczęli strzelać do napastników. […] Po tej nocy nasz syn Stasiu dostał obustronnego zapalenia płuc i umarł”.

Rabunek

„Jednocześnie zaznaczam, że budynki parafialne tzn. moje i ks. Wasyla Laszenki najpierw ograbili, a potem całkowicie spalili, tak jak wiele gospodarstw. Polacy-bandyci nazjeżdżali się do Sahrynia furmankami ze swoimi żonami i córkami i synami. Wszystko grabili i wywozili do lasu, a potem ich żony po dwa razy wracały do Tyszowiec z dobrem sahryńskim. Mężowie i synowie w wieku od 15 do 50 lat kradli i po polach wyławiali niedobitków i zabijali, a kobiety zagrabiony majątek wywoziły trójkami, zrabowawszy sahryńskie konie” – wspominał ks. Mychajło Skab. Wątek grabieży był do tej pory wstydliwie pomijany. Owszem, kradzież napiętnował sam Jachymek, rozstrzeliwując po akcji jednego z partyzantów za rzekome rabunki. Także relacje ukraińskie mówią o zaborze mienia, ale zazwyczaj podkreślają, że dokonywali go Polacy. Tymczasem pojawił się tam trzeci ważny aktor – Niemcy. Sama OUN w jednym ze sprawozdań piętnowała kradzieże zakopanego przez ukraińskich chłopów dobytku, kur i bydła, dokonywane przez niemieckich policjantów. Stwierdzono w nim też, że „ani Polacy ich nie ruszali, ani oni Polaków”.

Po wojnie

Ośmioletnia Elżbieta Sławikowska z Werbkowic, jadąc z ojcem przez zrujnowany Sahryń wiosną 1950 roku, zapamiętała kwitnące drzewa owocowe, śpiewające ptaki, sterczące kominy i pustkę. Dopiero za kilkadziesiąt lat przeczytała o zbrodni, lecz obraz zniszczonej wsi, który jej się ukazał, nie był efektem działań tylko polskiego podziemia sprzed sześciu lat. Był również, a może przede wszystkim, dziełem UPA. Kiedy weszli na te tereny Sowieci w lipcu 1944 roku, rozpoczęło się wypędzanie Ukraińców, w pierwszej kolejności za Bug, a w 1947 roku w ramach operacji „Wisła” na zachodnie i północne ziemie Polski. Ukraińska Armia Powstańcza paliła wszystkie opuszczone ukraińskie gospodarstwa, by nie dostały się w ręce nasiedlonych Polaków. Pierwszą taką akcję w Sahryniu przeprowadzono wiosną 1945, drugą w połowie sierpnia 1947 roku. W obu wielkich pożarach ucierpiało kilkanaście mieszkających we wsi polskich rodzin. Kto wie, czy sama wieś materialnie bardziej nie ucierpiała od ukraińskiej partyzantki, niż polskiego podziemia.

Nazwa

„[…] uprawnione więc wydaje się stwierdzenie, że była to nie tylko największa zbrodnia popełniona przez polską partyzantkę w czasie ówczesnego konfliktu polsko-ukraińskiego, ale też w całej historii polskiego podziemia w okresie II wojny światowej” – stwierdził Igor Hałagida. Jest on, wydaje się, najbliższy prawdy, aczkolwiek musimy mieć świadomość, że pojawiają się w kontekście zbrodni w Sahryniu o wiele ostrzejsze określenia. Bogdan Huk nazywa ją po prostu „chełmskim ludobójstwem” obejmując nie tylko 10 marca 1944 r., ale także inne antyukraińskie wystąpienia polskiego podziemia. Wchodzimy tu jednakże w spór prawny i bez wątpienia polityczny, który historyk powinien omijać szerokim łukiem. Sahryń był po prostu zbrodnią. Czy wojenną, czy przeciwko ludzkości – tę kwestię rozstrzygną prawnicy.

Odpowiedzialność

Ksiądz Michał Struk, rocznik 1920, urodzony pod Biłgorajem. Przed wojną rozpoczął studia teologiczne na KUL, które dokończył po wojnie. W 1950 roku został duchownym rzymskokatolickim wyświęconym w Pelplinie, po czym podjął pracę duszpasterską w Toruniu i Mikołajkach. Jego biograf ks. Krzysztof Bielawny odmalował postać ks. Struka jako wzorowego duszpasterza, budowniczego, organizatora, katechety, kapłana i proboszcza w Białutach na Warmii, który otwarcie wyrażał miłość do swoich parafian. Takim był do końca lat 80., czyli do czasu przejścia na emeryturę. Zaraz potem zmarł. A warto byłoby zadać mu kilka pytań. Ks. Struk został bowiem aresztowany w 1954 roku na fali walki komunistów z Kościołem. Ubecy wyciągnęli mu jego wojenną przeszłość: gospodarowanie w pożydowskim majątku na Podkarpaciu, nadzorowanie Żydów, służbę w niemieckiej armii i wreszcie – w ukraińskiej policji na posterunku w Sahryniu. Bez mała stu świadków obciążyło Struka zeznaniami, w tym o szereg morderstw i gwałtów we wsi i okolicy. Dokładnie 96 osób, z czego znaczna część z hrubieszowskiego. Bez wątpienia to także za jego zbrodnie, Polaka, pracującego w sahryńskim posterunku na stanowisku tłumacza, odpowiedzieli ukraińscy cywile 10 marca 1944 roku. O innych zbrodniach, które sprowokowały polskie uderzenie, relacje – np. Mariana Kulika – są skąpe. Świadkowie zapamiętali nazwiska ukraińskich policjantów z Sahrynia, w tym Struka. Nie wymieniali, co jest znamienne, jako zbrodniarza, komendanta posterunku, słynnego późniejszego upowca „Szuma”, czyli Iwana Szymańskiego. Wymieniali za to Michała Struka i jego haniebne czyny. Paradoksalnie to on odpowiedział w komunistycznym więzieniu za zbrodnie na Polakach. Z tej samej ręki karę otrzymał w ubeckich kazamatach, aczkolwiek za walkę z komuną, także Jachymek.

Odpowiedzialność zbiorowa, indywidualna, polityczna… Wszystko wygląda zupełnie inaczej, gdy przyjrzymy się jednostkowym aktom przemocy. Owszem, dzisiaj historycy za zbrodnie ukraińskiej policji w służbie niemieckiej odpowiedzialnością obarczają Niemców. I słusznie. Pewnie na to też liczyli sami ukraińscy policjanci, ale w 1944 roku nikt nie prowadził takich dociekań. Nawet zbrodnie Polaka, jako ukraińskiego policjanta w służbie niemieckiej, zaliczano na konto ukraińskie.

Narracje

Perspektywa narracyjna wokół wydarzeń w Sahryniu staje się podstawą budowania polityki historycznej. Wtedy na dalszy plan schodzą efekty pracy historyków, a w to miejsce pojawiają się uproszczenia i emocje. Jakiś czas temu na podobne zjawisko zwrócił uwagę Jarosław Syrnyk w dyskusji o temacie zbrodni wołyńskiej. W dominującej w Polsce perspektywie – nazwijmy to umownie heroicznej (kombatanckiej) Sahryń był „bazą” lub „twierdzą wypadową ukraińskich nacjonalistów”. W tej kreowanej na Ukrainie (np. w zbiorze wspomnień sahryńskich zredagowanych przez Iwana Banaszczuka) polska partyzantka to „polskie bandy”. W tych zmitologizowanych narracjach ofiary nie mają imion, a zbrodniarze twarzy. Tymczasem są one możliwe do zidentyfikowania w oparciu o źródła. Sam głównodowodzący akcją Zenon Jachymek w swoich wspomnieniach podaje szczegółowe dane odnoszące się do oddziałów polskich, a w oparciu o relacje opracowane przez Ireneusza Cabana i Jerzego Markiewicza można odtworzyć dokładnie składy osobowe atakujących. W zeznaniach Ukraińców, tych składanych przed Ukraińskim Komitetem Pomocowym w Hrubieszowie jeszcze w marcu i kwietniu 1944 roku oraz tych ze śledztwa IPN sprzed kilku lat, znajdziemy setki nazwisk ofiar. Perspektywa kombatancka nie jest jednolita pod względem ocen moralnych. Nie jest ona tylko heroiczna. Owszem, ta bohaterska wizja została uznana za państwową, ale odrzucono z niej wszelkie przekazy poddające w wątpliwość zasadność akcji oraz te mówiące o umyślnym mordowaniu cywilów. Rozłam w narracjach nie idzie więc po linii narodowej, podobnie dzieje się – jak zauważa Grzegorz Motyka w książce „Cień Kłyma Sawura” w przypadku Wołynia. Wysoko postawieni urzędnicy państwa polskiego wybrali jednak tę, która utrwala mity poprzez prezentowanie tylko jednej wizji historii. Tak uformowaną pamięć zbiorową opisała Joanna Tokarska-Bakir w następujący sposób: „Pamięć zbiorowa zawsze odzwierciedla to, czym ją karmiono. Polska pamięć, kształtowana przez ”godnościową” politykę historyczną – czyli deformacje faktów oraz wybitną selektywność mnemoniczną – nie zna tych brutalnych obrazów, więc reaguje gniewem, kiedykolwiek się z nimi zetknie”.

Śledztwo

Potrzeba sprawiedliwości w odczuciu zwyczajnego człowieka domaga się ustalenia, kto poniósł śmierć, z czyjej ręki, a także ukarania sprawców. Niestety śledztwo rozpoczęte w 1995 roku i umorzone przez prokuratorów IPN w 2013 roku miało inny cel. Można powiedzieć za Paulem Ricoeur’em, że jego zadaniem była „ochrona ładu społecznego” i osiągnięcie „wspólnego spokoju”. W pierwszym uzasadnieniu z 2010 roku prokurator Dorota Godziszewska przyjęła narrację heroiczną za prawdziwą. Dała wiarę wspomnieniom Jachymka, relacji na temat rozkazu o niezabijaniu cywilów, a zabójstwa nazwała „ekscesami ze strony poszczególnych sprawców”, nie zaś przejawem „zaplanowanej akcji eksterminacyjnej”. W jej przekonaniu za mordy na Ukraińcach odpowiadała UPA (jak wiemy nie było tej formacji w Sahryniu), która nie ewakuowała ludzi z wioski. Powieliła też legendę o Sahryniu jako „bazie wypadowej” i „sieci bunkrów i okopów”. Pierwszym kto zakwestionował rzetelność tak zakończonego śledztwa, był jej przełożony Zygmunt Kacprzak. Skupił się jednakże na uchybieniach warsztatowych, czyli nieumiejętnym przesłuchiwaniu świadków przez posterunkowych w terenie, czy kserowanymi na potęgę „dowodami” w postaci książek kombatanckich. Przyznał jednakże rację, że indywidualna odpowiedzialność karna poszczególnych sprawców zbrodni nie istnieje, gdyż czyny się przedawniły. W rezultacie kolejne uzasadnienie o umorzeniu zawierało praktycznie te same informacje, co poprzednie z jednym wszakże „sukcesem”: ustaleniem nazwisk… czterech ofiar. Według prokurator Godziszewskiej nie było w Sahryniu zbrodni wojennej, gdyż nie zaistniał fakt wojny między dwoma państwami (Ukraińcy nie mieli własnego).

Polski Sahryń

W polskiej perspektywie pamięci Sahryń również obecny jest jako miejsce męczeństwa, której ukraińska strona zazwyczaj nie dostrzega. O ile w pierwszym opisanym poniżej przypadku wydaje się to uzasadnione, o tyle w drugim, nie powinno być ku temu podstaw. Nieopodal kościoła znajduje się obiekt upamiętniający kpt. Antoniego Rychela ps. „Anioł”, komendanta Obwodu AK Hrubieszów, który jesienią 1943 r. zginął w walce z Ukraińcami w Czermnie. Jego ciało, według legendy, miało zostać spalone właśnie w Sahryniu. W ukraińskiej pamięci zachował się jako Polak współpracujący z hrubieszowskim gestapo na szkodę Ukraińców. Za wsią pod lasem stoi natomiast pomnik poświęcony zamordowanej w tym miejscu 14 maja 1944 r. przez sotnię UPA „Korsaka” błogosławionej męczennicy Kościoła katolickiego s. Longiny Wandy Trudzińskiej i jej siedmiorga wychowanków. Co ciekawe, fakt o tej okrutnej zbrodni jest chętnie podkreślany przez środowiska kresowe, ale nigdy nie mówi się konkretnie o sprawstwie. Nawet jej główny badacz, Leszek Wójtowicz, skądinąd syn świadka śmierci „Anioła”, nie uwzględnił w książce temu poświęconej opublikowanych dokumentów z archiwów UPA, czyli kroniki oddziału, który tego dokonał. Niestety wciąż wygodniejsze jest używanie bezosobowego terminu „bandy”. Ukraińskie źródła są z zasady uznawane w pewnych środowiskach za niewiarygodne. Nie zmienia to jednak faktu, że oba miejsca, zbiorowa mogiła z marca 1944 r. i miejsce śmierci s. Trudzińskiej mogły stać się, ale nigdy się jeszcze nie stały miejscem wspólnej modlitwy i zrozumienia [1]. Obie strony konsekwentnie akcentują jedynie własne cierpienie.

Nowe spojrzenie

Kara, wina, odpowiedzialność, sumienie, cierpienie, solidarność, pomoc, walka o władzę, czy zrozumienie – wydaje się, że tych kategorii opisu brakuje w narracji o Sahryniu, zaś w tej dominującej w Polsce, heroicznej, mowa jest przede wszystkim o odwecie. Ten natomiast zawsze jest autodestrukcyjny, zarówno dla tych, którzy go stosują, jak i dla ich spadkobierców. Zbigniew Zaleski, psycholog społeczny, zauważył, że przyczynia się to „do zaprzeczania, do racjonalnych wyjaśnień swoich poczynań, do wyparcia ich z pamięci, albo do szukania dodatkowych argumentów, że ofiara zasłużyła na swój los”. Trudno jest też wyzbyć się nam perspektywy etnicznej, przez którą na pewno atakujący patrzyli na atakowanych – w niemieckich kenkartach wpisano narodowość. . Podobnie jak w Rwandzie oprawcy legitymowali potencjalne ofiary (dowód osobisty z nazwą plemienia – kenkarta z narodowością), a ukrywających się uciekinierów wyłapywali poza wsią (łąka, szuwary – bagna). Niewinna ofiara była Ukraińcem i „ponosiła odpowiedzialność” za czyny Ukraińców-winnych. Bez względu na wiek i płeć. Z pułapki narracji heroicznej i perspektywy etnicznej uciekniemy wtedy, gdy odwołamy się do faktów, a nie wyimaginowanej wizji, wedle której Polska miała być państwem jednego narodu. To obywatele polscy zginęli z rąk obywateli polskich, a „w Dekalogu– jak zauważył Jarosław Syrnyk – nie ma zapisu: nie zabijaj, chyba że…, ale jest proste i bezwarunkowe – nie zabijaj”.

10 lutego 2019
dr Mariusz Sawa

[1] Z inicjatywy ukraińskiej 10 marca 2019 r. po uroczystościach pod pomnikiem ukraińskim, w których wziął udział przedstawiciel IPN Tomasz Panfil, przedstawiciele Związku Ukraińców w Polsce na czele z przewodniczącym Piotrem Tymą wraz z Polakami złożyli kwiaty i zapalili znicze w miejscu śmierci s. Trudzińskiej i jej wychowanków – przyp. autora (11.03.2019).

Mariusz Sawa – historyk, w kręgu jego zainteresowań leży historia Chełmszczyzny w XIX-XX w., publikował m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Ukraina Moderna”, „Ukraińskim Almanachu”. W 2016 r. wydał książkę Ukraiński emigrant. Działalność i myśl Iwana Kedryna-Rudnyckiego (1896–1995).

Bibliografia

Źródła:
Akcja Sahryń, „Karta” nr 95, 2018.
Akta główne prokuratora w sprawie dokonanej w dniach 9-10 marca 1944 r. zbrodni przeciwko ludzkości będącej wynikiem akcji zbrojnej podjętej przez oddziały Armii Krajowej oraz Oddział Batalionów Chłopskich przeciwko zgrupowaniom UPA w miejscowościach Alojzów, Bereźnia, Sahryń i inne, t. I-XII.
Bo mnie tylko wolność interesuje… Wywiad-rzeka z Marianem Gołębiewskim (Nowy Jork, listopad 1988-czerwiec 1989), wywiad przeprowadził D. Balcerzyk, oprac. J. Dudek, Lublin 2014.
AIPN Lu 016/281, Akta śledcze prowadzone w latach 1954-1957 przez Wydział VII WUBP/WUdsBP w Lublinie w sprawie współpracy z Niemcami podczas okupacji, tj. przestępstwa z art. 1 dekretu z dnia 31-08-1944 r. przeciwko: Michał Struk, imię ojca: Michał, ur. 31-10-1920 r.
Litopys UPA. Taktycznyj widtynok UPA 28-j „Danyliw” Chołmszczyna i Pidlaszszja (Dokumenty i materiały), Toronto-Lwiw 2003, t 39.
Makar J., Hornyj M., W. Makar, Wid deportaciji do deportaciji. Suspilno-polityczne żyttja chołmśko-pidljaśkych ukrajinciw (1915-1947). Doslidżennja, spohady, dokumenty, t. 2, Czerniwci 2014.
Sahryń-bil’ i peczal’ nasza, up. I. Banaszczuk, L’wiw 2007.
Sławikowska E., Wspomnienia (maszynopis).
Wojewódzka Biblioteka Publiczna im. Hieronima Łopacińskiego w Lublinie, Dział Zbiorów Specjalnych, I. Caban, Z. Mańkowski (w opracowaniu), Bataliony Chłopskie.
Literatura:
Bielawny K., Wierni Kościoła rzymskokatolickiego pogranicza polsko-niemieckiego na przykładzie parafii Białuty w XX w., „Studia Ełckie” nr 13, 2011.
Cassier E., Esej o człowieku. Wstęp do filozofii kultury, Warszawa 1971.
Grzesiak K., Diecezja lubelska wobec Kościoła narodowego w okresie międzywojennym” (maszynopis).
Grzesiak K., Diecezja lubelska wobec prawosławia w latach 1918-1939, Lublin 2010.
Hałagida I., Ukraińskie straty osobowe w dystrykcie lubelskim (październik 1939−lipiec 1944) – wstępna analiza materiału statystycznego, „Pamięć i sprawiedliwość” 1 (29) 2017.
Huk B., 10 bereznja 1944 r., deń najbilszoho złoczynu Armiji Krajowoji szczodo ukrajinskoji ljudnosti w II switowij wijni, http://www.apokryfruski.org/wp-content/uploads/2011/09/Sahryn_huk_artykul.pdf [dostęp z dn. 17 grudnia 2018 r.].
Kwaśniewski T., Mój dziadek wyklęty. Tomasz Kwaśniewski na tropie rodzinnej historii, http://wyborcza.pl/duzyformat/1,127290,20284130,moj-dziadek-wyklety-tomasz-kwasniewski-na-tropie-rodzinnej.html [dostęp z dn. 04.03.2019 r.].
Le Goff J., Historia i pamięć, Warszawa 2007.
Motyka G., Cień Kłyma Sawura. Polsko – ukraiński konflikt pamięci, Gdańsk 2013.
Motyka G., Od rzezi wołyńskiej do akcji „Wisła”, Kraków 2011.
Motyka G., Wołyń ’43, Kraków 2016.
Ricoeur P., Pamięć, historia, zapomnienie, Kraków 2007.
Rychel K. A., Z historii działań oddziałów partyzanckich ZWZ-AK obwodu Zamość, Hrubieszów, Łabunie 2003.
Syrnyk J., Kwestia wołyńska w perspektywie historycznej, politycznej i perspektywie pamięci, „Dzieje Najnowsze”, Rocznik L – 2018, 2.
Syrnyk J., Trójkąt bieszczadzki, Tysiąc dni i tysiąc nocy anarchii w powiecie leskim (1944-1947), Rzeszów 2018.
Tokarska-Bakir J., Czarne jest jednak czarne, „Więź” nr 3, 2018.
Wjatrowycz W., Druha polsko-ukrajinska wijna 1942-1947, Kyjiw 2011.
Wójtowicz L., Wózkiem do nieba: rzecz o siostrze zakonnej i sierotach zamordowanych przez nacjonalistów ukraińskich pod Sahryniem, Lublin 2015.
Zajączkowski M., Ukraińskie podziemie na Lubelszczyźnie w okresie okupacji niemieckiej 1939-1944, Lublin 2015.
Zaleski Z., Od zawiści do zemsty. Społeczna psychologia kłopotliwych emocji, Warszawa 1998.

Kultura Enter, 2019/01 nr 87

Kontakt

logo UTH beztlo60Ukraińskie Towarzystwo Historyczne w Polsce

ul. Kościeliska 7
03-614 Warszarwa